Margaret

reż. Kenneth Lonergan
Kraj produkcji: USA
Premiera: 30.09.2011

Siedemnastoletnia Lisa jest pewną siebie licealistką, mieszkającą w Nowym Jorku. Jej życie zmienia się, kiedy zostaje świadkiem tragicznego wypadku autobusowego, w którym ginie młoda kobieta. Dziewczyna nie może się z tym pogodzić, gdyż z czasem uświadamia sobie, że sama przyczyniła się do tragedii.
Reżyser filmu, Kenneth Lonergan, zdobył zaledwie kilka lat temu duży rozgłos, głośnym dramatem Manchester by the Sea (2016). Podbił nim serca zarówno widzów i krytyków. Sukces filmu zwieńczyła gala Oscarów w  2017 roku. Dzieło zostało nagrodzone dwiema statuetkami: za najlepszego aktora pierwszoplanowego (Casey Affleck) i najlepszy scenariusz oryginalny. Mało kto jednak pamięta o dwóch wcześniejszych produkcjach twórcy: Możesz na mnie liczyć (2000) oraz omawiana w tej recenzji Margaret. O ile jednak film z 2000 mimo mniejszej popularności zdobył uznanie (dwie nominacje do Oscara), o tyle drugie dzieło spotkało się z chłodnym przyjęciem przez widownię i krytyków. Dopiero z czasem produkcja uzyskała większe uznanie.



Nie ma w tym nic dziwnego. Margaret to dzieło wielowątkowe i dużo mniej oczywiste od reszty twórczości Lonergana. Nie zamierzam jednak omawiać tu wszystkich wątków, gdyż dużą zaletą produkcji jest samo odkrywanie kolejnych kart tej niebanalnej historii. Najważniejszy  jej elementem stanowi opowieść o dorastaniu i wychodzeniu bohaterki, ze swojej strefy komfortu. Młoda, naiwna i do granic irytacji, egocentryczna idealistka, żyjąca w przekonaniu, o swojej dojrzałości i wysokiej inteligencji, zostaje brutalnie sprowadzona na ziemię, nagłą tragedią. To co jeszcze bardziej nie daje jej spokoju, to postawa kierowcy autobusu. Ten odrzuca od siebie ewidentną winę i stara się zapomnieć o zdarzeniu. Film staje się tu ciekawym spojrzeniem na kwestię pracy sumienia, próbę odkupienia win i niemożność ludzkiego porozumienia. 



Co ciekawe, żadna z postaci w filmie nie ma na imię Margaret. W jednej ze scen obserwujemy lekcję języka angielskiego, na której nauczyciel omawia wiersz "Spring and Fall" Geralda Manleya Hopkinsa, w którym autor pyta dziecko imieniem Margaret, o kontakt ze śmiercią. To ciekawy punkt do interpretacji całości. Zresztą lekcje, na które uczęszcza bohaterka również odgrywają tu niemałą rolę. Najczęściej obrazują sprzeczne poglądy i brak komunikacji, który zresztą towarzyszy wszystkim bohaterom. W pewnym momencie wybija się na nich temat zamachów terrorystycznych z 11 września 2001 roku. Tragedia, która rozegrała się w Nowym Jorku, mieście będącym integralną częścią historii. Kwestię zależności między oboma aspektami, pozostawię jednak widzowi, do własnej interpretacji. Niemniej przestrzeń oraz kakofonia otaczających bohaterkę dźwięków ma spore znaczenie w odbiorze Margaret.



Z pewnością, to co mogło odrzucać publikę, to postać głównej bohaterki, graną przez Annę Paquin. Lisa na zmianę irytuje i wzbudza litość u widza.  Niemniej jest to zabieg celowy. W obsadzie znajdują się również takie gwiazdy jak Matt Damon, Jean Reno, Mark Ruffalo, Kieran Culkin, Matthew Broderick, a nawet sam Kenneth Lonergan, w roli ojca bohaterki. Doborowa obsada jest z pewnością elementem, który może zachęcić do obejrzenia dzieła. 
Podsumowując, Margaret to obraz trudny, bardzo złożony i wielowątkowy, wymagający pełnego skupienia i wyrzucający widza z jego strefy komfortu. Warto jednak dać mu szansę, bo może być to seans dużo bardziej bogatszy w treść niż znakomite Manchester by the Sea

Linki:




Komentarze